Witajcie
Pielęgnacja cery kapryśnej z Himalaya
W sumie nie wiem, czy nie popełniłam faux pas. Neem, które teraz tak śmiało stosujemy zamiennie nazywając tak drzewo miodli indyjskiej oznaczało (inaczej też melisy indyjskiej), kogoś kto leczy i uzdrawia. Z czasem właśnie ten epitet przylgnął do melisy i zresztą bardzo słusznie! Oprócz tego, że praktycznie o każdej porze roku miodla dawała schronienie przed słońcem czy nie pogodą, może się poszczycić całym mnóstwem dobroczynnych właściwości dla naszej skóry. Oprócz działania antybakteryjnego i przeciwgrzybiczego, sprzyja także szybszemu gojeniu się ran. Poprawia jędrność i koloryt skóry. Poprawia odporność, ale również działa w leczeniu kaszlu i pomaga pozbyć się pasożytów. Zapewne coś przegapiłam, jednak ujęłam te istotne czynniki dla których warto sięgać po preparaty zawierające Neem. Ja dziś jak się już domyślacie zamierzam naskrobać co nie co o kosmetykach, jednak neem gości również w pastach do zębów czy suplementach diety.
Mam nadzieję, że nie dostajecie oczopląsu, bo zewsząd wyskakują nagle recenzje tych samych produktów Himalaya i przebrniecie także przez moją opinię. Więc postaram się napisać rzeczowo i konkretnie. Mamy tu piankę do mycia buźki, peeling oraz maskę. Każdy z kosmetyków zawiera neem oraz jest przeznaczony dla posiadaczy skóry normalnej po tłustą, czyli moja mieszana się jakoś łapie w widełki.
Zacznę od pianki. To nie pierwszy kosmetyk w takiej formie jaki miałam okazję używać, ale wciąż ciszy mnie ta domowa magia. Z płynu o kolorze zielonym powstaje miękka, puszysta biała pianka. Dozownik zastosowany przy butelce z kosmetykiem sprawia właśnie, że takie cuda się dzieją.
Pianka pachnie, cóż ? Dość specyficznie, zresztą jak i pozostałe kosmetyki dziś opisywane. Nie jest ani ładny ani brzydki. Nie bardzo mocny, ale jednak wyczuwalny. Majaczy w nim trochę świeżości na szczęście. Trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Pianka Himalaya nie jest kosmetykiem do demakijażu, więc raczej nie bądźmy tym faktem rozczarowani. Służy DO MYCIA ! Chociaż próbowałam zmyć makijaż. A co mi tam, jak testy to dokładne. W zależności do nałożonej tapety czasem nawet wydawało mi się, że pianka domywa wszystko. Jednak to było tylko wizualne wrażenie. Po użyciu micela okazywało się bowiem, że sporo jeszcze mazideł na skórze zostało. Tak więc polecam stosować piankę z jej przeznaczeniem.
Po demakijażu, nawet tym nie do końca dokładnym pianka sprawdzi się tak jak powinna. Domyje całość zabrudzeń, pozostawi skórę czystą i świeżą. Nie odczuwam jakiegoś specjalnego dyskomfortu związanego ze ściągnięciem skóry. Jednocześnie nie ma tego uczucia nawilżenia. Pianka jest silnie oczyszczającym kosmetykiem, chociaż nie do razu można to zauważyć. W zależności od rodzaju i stanu skóry ten fakt dostrzega się w różnym momencie. Więc nie pozostaje nic innego jak sięgnąć po tonik, a następnie krem.
Peeling jak na taką serię może kojarzyć się z mocnym zdzierakiem. W rzeczywistości jest to kremowy, bardzo przyjemny produkt usłany mnóstwem granulek. Używa się go bez problemowo. Gęsty, nie spływa z dłoni. Po nałożeniu na twarz, trzyma się kurczowo powierzchni skóry. Kremowa baza sprawia, że drobinki przemieszczają się szybko. Podczas peelingu nie mam mowy o podrażnieniach. A po jego zmyciu nic nie szczypie, skóra jest miękka i spokojna. Nie czuć ściągnięcia.
Peeling oczyszcza skórę w łagodny sposób. Niewątpliwie sprawia, że po kolejnych użyciach odsłania piękniejszą, czystszą skórę. Nie daje takiego odczucia świeżości jak pianka. Jednak delikatność wynagradza ten brak. Przecież nie trzeba sięgać po mocno inwazyjne produkty. Wystarczy częściej sięgać po te, które stanowczo o wiele przyjaźniej obchodzą się ze skórą. Tym samym unikniemy podrażnień i innych nieprzyjemnych skutków ubocznych.
Maska wygląda dziwnie. Tak pomyślałam, gdy wycisnęłam jej troszkę po raz pierwszy. Szaro bury, trochę zielonkawy odcień i do tego oprócz zwartej masy wyleciało z tuby nieco płynu. Także zobaczyłam coś co przypomina błotko lub kupkę:).
Oddzielająca się ciesz jest stanem normalnym. Chociaż na początku jakoś tego nie skojarzyłam. W kilku naturalnych kosmetykach, czy robionych maściach miałam czasem przypadki,że produkt mi się rozwarstwiał. Tak jest i w tym przypadku. Po wyciśnięciu większej ilości można po prostu to wymieszać. Ale taki psikus jest za pierwszym użyciem, lub gdy długo nie stosujemy maski.
To może teraz coś więcej o naszej kamuflującej masce z Neem. Pachnie chyba najmocniej z całej trójki. Jest trochę kremowa, początkowo nawet jakby ślizga. W jej wnętrzu ukrywa się cała moc drobniutkich, drapiących cząsteczek. Dlatego lubię czasem po nałożeniu na skórę wykonać delikatny masaż.
Nie pozwalam zastygnąć masce na twarzy. Nie jest to przyjemne. Więc zazwyczaj pryskam na twarz mgiełką lub też skracam czas trzymania kosmetyku na skórze. Zmywanie jest dość upierdliwe. Tak to właściwe słowo. Zielona maź lubi przywierać do skóry i niby już zmyłam całość kosmetyku, ale potem na ręczniku okazuje się co innego.
Kosmetyki bardzo dobrze sprawdzają się stosowane razem, jako takie trio made by neem ! Faktycznie po dłuższym używaniu cera zaczyna się uspokajać i stopniowo oczyszczać. Nie jest to też obarczone jakimś łuszczeniem, czy spiętą i szczypiącą skórą. Jeśli podejść z rozsądkiem do tychże produktów, to razem z kremami pielęgnacyjnymi tworzą skuteczne zestawienie, które dba o cerę problematyczną, skłonną do wyprysków i zanieczyszczeń.
Najmniej wydajna z całej trójki jest pianka. Nad czym bardzo ubolewam niestety, bo bardzo przyjemnie mi się jej używa. Uwielbiam tę świeżość po myciu, którą daje. Maska jak i peeling są już o wiele bardziej wydajne. Myślę, że będę je stosowała jeszcze długo po wykończeniu pianki.
Kosmetyki Himalaya Herbals są ciekawymi okazami, chociaż u mnie dość słabo dostępnymi stacjonarnie. Ale w końcu od czego mamy internety! Więc zawsze to można obejść i zamówić sobie je z dostawą do domu:).
Nie lubię pianek do mycia twarzy - mam wrażenie, że nie dają mi takiego oczyszczenia jak produkty np. kremowe, czy żelowe ;(
OdpowiedzUsuńNa razie mnie te kosmetyki nie kuszą. Krem do twarzy strasznie mnie uczulił.
OdpowiedzUsuńNie miałam nic z tych kosmetyków. Pianek nie lubię, ale peeling mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam tę piankę, często do niej wracam
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy nic z tej firmy, ale jakoś mnie niekoniecznie kusi.
OdpowiedzUsuńWyglądają bardzo kusząco, szczególnie pianka.
OdpowiedzUsuńCzytałam o tych kosmetykach, ale sama nie miałam jeszcze okazji ich używać
OdpowiedzUsuńNie miałam niczego z Himalaya Herbals ;)
OdpowiedzUsuńrewelacyjny zestaw, ja tą markę znam tylko z pasty do zębów.
OdpowiedzUsuńNajbardziej zaciekawiła mnie pianka - może ją sobie kupię, bo dotąd poznałam jedynie mydełka tej marki ;)
OdpowiedzUsuńCiągle widzę kosmetyki tej marki ale jeszcze nie miałam przyjemności używać :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś piankę do mycia twarzy i bardzo mi odpowiadała, tylko innej firmy. Oprócz tej pianki zdecydowanie zaciekawiła mnie maseczka. Wogóle uwielbiam różne maseczki do twarzy. A w szczególności mój pięcioletni synek, który robi mamie domowe spa ;-)
OdpowiedzUsuńJa czuję się zainteresowana głębszym sprawdzeniem tych produktów.
OdpowiedzUsuńCiekawe produkty :)
OdpowiedzUsuńrilseee.blogspot.com