27.04.2018

SHEFOOT , Rozgrzewający krem do stóp Zimowa Pielęgnacja


Witajcie

Moje nietypowe zastosowania kosmetyków

Czasem tak jest, że jednych kosmetyków nie używamy bo nie widzimy takiej potrzeby. Inne stosujemy bardzo gorliwe. Do jednych mamy sentyment, a z innymi wolimy poeksperymentować. Są też takie, które zdarza nam się wykorzystywać w innych celach, niż są do tego pierwotnie przeznaczone.
O ile kiedyś, dawno i jeszcze dawniej, czasem wpadły w moje łapki kosmetyki, które oprócz swojego standardowego działania, wykazywały też chłodzące czy rozgrzewające, teraz jakoś wcale nie pałam do nich miłością. Nawet po opalaniu unikam wersji chłodzącej, a wybieram tylko tę o właściwościach łagodzących. Grzejące i z mocą kosmetyki również nie pasują mi za bardzo.Ale... Nie stronię od preparatów rozgrzewających przeznaczenia leczniczego. Więc wszelkie plasterki, maści w tym moja ulubiona końska goszczą u mnie dość często. Mam niestety dość sporą wadę kręgosłupa. Przeciążenie w pracy poskutkowało wizytą w szpitalu. W domowych warunkach jako taką ulgę przynosiły mi właśnie plastry typu Smok. Przeciwbólowe działanie łączy się w nich z rozgrzewającym. Nie jest to oczywiście środek na już bardzo ostre bóle, bo mi nawet kroplówki z różnymi cudami nie pomagały. Niemniej w profilaktyce i niewielkich naciągnięciach działają zadowalająco.
To teraz zapewne już się możecie domyślać powoli co zamiast stóp potraktowałam kremem rozgrzewającym SheFoot. Zanim dokładnie to opiszę, to jeszcze co nie co na temat kremu. Ma moc! Chodzi o właściwości grzejące. Tak, tu musicie uważać, bo nie należy go nakładać na podrażnioną czy uszkodzoną skórę. Tam gdzie jest przesuszona i delikatniejsza, to ciepło może przerodzić się w pieczenie. U mnie tak było w okolicy między palcami u stópek. Brr, nie było to przyjemne. Zwłaszcza, że w suchą skórę krem wnika szybciej i zwykłe mycie nie pomaga.
Krem na prawdę ładnie pachnie. Tak cynamonowo. Ale nie jakoś przesłodzenie, tylko tak naturalnie. Apetycznie wręcz! Hm.. Czemu jeszcze nie stosuję kremów rozgrzewających? Mam sklerozę i przypominam sobie wszystko na raty. Gdy jest dość ciepło i to nie tylko kiedy występuje to naturalnie podczas lata, na dłoniach i stopach dość mocno uwidaczniają mi się żyły. Jakby chciały wyskoczyć i znaleźć się w innym miejscu. Każde zbytnie ciepełko, czy gorący prysznic powoduje ten sam efekt. Więc sami rozumiecie, że u mnie taki produkt nie za bardzo miałby rację bytu. do czasu powrotu ze szpitala. Tak wygrzebałam ten krem i patrzę na niego. Myślę czy go oddać, czy nie. Aż w końcu w głowie mi zaświtało i wpadłam na genialny pomysł. Skoro krem ma właśnie takie właściwości mogę go wykorzystać w inny sposób.
Rozgrzewający krem do stóp aplikuję od lewego pośladka do samej łydki. Kto miał rwę kulszową, wie że ból promieniuje czas aż do palców stóp. Przedtem smaruję łapki czymś tłustym, co by mnie nie piekły. Krem wmasowuje dość solidnie, aby szybciej zaczął działać. Fajny efekt tego najmocniejszego grzania występuje zaraz po aplikacji i utrzymuje się do pół godziny. Używam go po ciężkim dniu w pracy. Nie jest to lek, tylko kosmetyk. Ale dzięki temu mogę go używać praktycznie co dziennie. Wyczytałam też, że krem posiada właściwości antybakteryjne. To akurat ciężko mi stwierdzić. Może gdybym stosowała krem zgodnie z przeznaczeniem.
Zimowa pielęgnacja, Rozgrzewający krem do stóp, opis
Pomaga utrzymać higienę stóp w zimowych obuwiu, dzięki wyciągowi z porostów alpejskich Usnea Barbata – innowacyjnemu składnikowi antybakteryjnemu i przeciwzapalnemu, stosowanemu przez wieki w medycynie ludowej w rejonach górskich Europy zachodniej i południowej. Ekstrakt neutralizuje bakterie gram dodatnie odpowiedzialne za powstawanie brzydkiego zapachu. Ponadto krem przyjemnie rozgrzewa zimne stopy przez ponad godzinę od aplikacji.
Nie pomyślcie teraz, że nie lubię ciepła. Wręcz przeciwnie, należę do grona zmarźlaków, którzy potrafią spać w skarpetkach. Jednak kremów rozgrzewających moje stopy jakoś nie lubią. Za to do celów wspomagających rozluźnienie mięśni oraz przeciwbólowe nadaje się u mnie doskonale. 



25.04.2018

AA HYDRO Sorbet , Krem do twarzy multinawilżenie + odżywienie


Witajcie

Różowa strona pielęgnacji


Hm, jakoś nie była przekonana do tego kremu. Owszem, do koloru opakowania i samego pomysłu na grafikę jak najbardziej. Bo różowy lubię i się tego nie wstydzę. Ten kolor wprowadza mnie jakoś w dobry nastrój, więc dlaczego miałabym się go wystrzegać. Krem skojarzył mi się z lekką, żelową formułą. Co nie zawsze pasuje mojej skórze. Otworzyłam, powąchałam i jedyne czego mogę się przyczepić to zapachu. Nie jest bardzo straszny. Należy do grupy świeżych. Mi akurat nie po drodze z tą nutą zapachową, ale dałam radę. Bo uznałam, że warto dla działania sorbetu.

Hydro SORBET Nawilżenie + odżywienie , opis

Wielopoziomowy System Dynamic Moisture 24h zapewnia natychmiastowe i długotrwałe nawilżenie oraz ogranicza transepidermalną utratę wody z naskórka. Ekstrakt z aceroli, bogate źródło witaminy C i antyutleniaczy o działaniu antyrodnikowym i anti-ageing, stymulując syntezę kolagenu – poprawia elastyczność skóry i delikatnie ją rozjaśnia. Olejek z passiflory nasyca skórę witaminami, minerałami i niezbędnymi kwasami tłuszczowymi, doskonale ją odżywia, przyspieszając procesy odnowy komórkowej. Związki cukrowe z owoców drzewa Caesalpinia spinosa stopniowo uwalniają czynniki nawilżające, uzupełniając rezerwuar wodny skóry.
Cóż, czasem miło się zawieść. Bo mimo wcześniejszego nastawienia moja skóra polubiła się z Sorbetem AA. Nie jest to żelowa, słaba galaretka, która znika po nałożeniu. Wręcz przeciwnie. Ten krem łączy w sobie zalety delikatnej formuły z otulającą mocą nawilżenia. Aplikacja kremiku jest niezwykle przyjemna. Puszysty, lekko wilgotny, pozbawiony grudek. Natychmiastowo koi skórę i daje jej maksymalny zastrzyk nawilżenia.
Krem wyglądający jak gadżet z kosmetyczki Barbie okazał się być strzałem w dziesiątkę dla mojej suchej, wrażliwej skóry. Nawilżenie nie znika błyskawicznie, ale jest uwalnianie w miarę potrzeb skóry. Ponadto z dnia na dzień odczuwalne są także inne pozytywne skutki stosowania kremu. Cudowne odżywienie, które sprawia, że skóra otrzymuje wszelkie niezbędne składniki aby wyglądać zdrowo i promiennie.
Krem jest wydajny. Można się nim mazać i smarować i nie trzeba go oszczędzać. Doskonale nadaje się pod makijaż. Podczas wieczornej pielęgnacji dobrze współgra z serum i maskami. Daje w takim połączeniu świetne rezultaty i rano widać to gołym okiem.
Poniżej macie skład, gdybyście chcieli zerknąć. Trochę przy długi. Ale na szczęście moje skórze to nie przeszkadza. W każdym bądź razie są tam te fajne ekstrakty i składniki.
Skład
Aqua, Dicaprylyl Carbonate, Pentylene Glycol, Isohexadecane, Isodecyl Neopentanoate, Glycerin, Hydrogenated Polydecene, Betaine, Glyceryl Stearate Citrate, Cetearyl Alcohol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Propylene Glycol, Octocrylene, Glyceryl Stearate, Dibutyl Adipate, Tocopherol, Sodium Lactate, Citric Acid, Fructose, Urea, Maltose, Sodium Chloride, Allantoin, Sodium Hydroxide, Sodium PCA, Trehalose, Sodium Hyaluronate, Glucose, Malpighia Punicifolia Fruit Extract, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Jania Rubens Extract, Glyceryl Behenate, Hydrogenated Palm Oil, Passiflora Incarnata Seed Oil, Borago Officinalis Seed Oil, Squalane, Cholesterol, Ceramide NP, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Myristyl Myristate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Synthetic Fluorphlogopite, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Parfum, CI 77491.
Krem nie należy do tych drogich. Upolować go możecie np w Rossmannie za około 19 zł. Są jeszcze dwie wersje, zielona i niebieska do skóry mieszanej i tłustej oraz normalnej.



23.04.2018

Tołpa Specjalist, Pianka ? do mycia twarzy


Witajcie

Tołpa Mała wielka pielęgnacja 

Już na wstępie napiszę, że kosmetyk który Wam dziś przybliżę do końca pianką nie jest. Bardziej kremowym musem. Dlatego też w tytule pojawił się specjalnie znak zapytania. Miałam już do czynienia z produktami w formie pianki i tu akurat mi to określenie nie pasuje trochę. Ale w sumie wcale nie przeszkadza to w stosowaniu kosmetyku jako takiego. 
 
Tołpa stosuję zasadę i mniej tym lepiej. Naszej skórze wcale nie służy nadmiar składników, którymi nafaszerowane są niektóre kosmetyki. Zauważmy, że czasem skład ciągnie się w nieskończoność. Co często skutkuje odwrotną reakcją niż pożądana, uczuleniami czy wysypkami. Warto więc używać produktów, które zawierają to co niezbędne aby dany kosmetyk skutecznie działał. Marka Tołpa jest tego przykładem!
No to teraz przydało by się napisać co nie co o dzisiejszym bohaterze, czy też bohaterce jak kto woli, Piance nie piance od Tołpy. W miękkiej tubie w stonowanych kolorach mieści się 150 ml białej, żelowej emulsji do mycia. Zapch do tej pory jest dla mnie bliżej nie określony. Nie mogę powiedzieć, że całkowicie zapachu nie ma. Ot taki swój naturalny, który przyrównać do jakiegoś innego jest mi ciężko. Aczkolwiek nie jest niemiły, czy uciążliwy. Bardziej nijaki.
W kontakcie z wodą kosmetyk zaczyna się pienić, ale również nie ma w tu takiej puchatej pianki, a raczej milutką, otulającą szczelnie skórę. Ale to dobrze, gdyż w ten sposób przylega szczelnie do każdego fragmentu skóry i wiąże ze sobą zanieczyszczenia. Jest to kosmetyk delikatny, nie powodujący uczucia dyskomfortu podczas mycia.
Dzięki swej delikatnej, lekko nawilżającej formule pianka doskonale nadaje się do codziennego stosowania. Rano odświeża, wieczorem zaś usuwa zanieczyszczenia i pozostałości makijażu. Nie używam jej do typowego demakijażu, jedynie jako wspomagacz po użyciu micela. Właściwie radzi sobie dość dobrze z większością podkładów jakie stosuję. Ale już oczęta z moimi kilkoma warstwami tuszu to za duże wyzwanie dla pianki Tołpa.

Skład
Cocamidopropyl Betaine, Disodium Cocoamphodiacetate, Aqua, Cocamide DEA, Betaine, Sodium Lactate, Styrene/ Acrylates Copolymer, Caprylyl/ Capryl Glucoside, Lactic Acid, Parfum, Peat Extract, Buddleja Davidii Meristem Cell Culture, Glycerin, Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol
Pianka Tołpa to przyjemny oczyszczacz twarzy do codziennego użytku. Dla osób stosujących delikatny makijaż może ona zastąpić także micele lub inne produkty do tego przeznaczone. Nie podrażnia i nie powoduje uczuleń. Jest to raczej delikatna forma oczyszczania dla wrażliwców, co nie szkodzi aby mógł po nią sięgnąć każdy z nas. Nie mam nic do zarzucenia temu kosmetykowi, jednak również poematów pochwalnych nie będę na jej temat pisała. W tej samej cenie dostaniemy zbliżone jakościowo produkty, więc będę nadal poszukiwała...


16.04.2018

Resibo, Naturalnie wygładzjące serum do twarzy


Witajcie

Pielęgnacja w zgodzie z naturą


Naturalnie wygładzające serum marki Resibo już wielokrotnie pojawiało się w mediach społecznościowych. Nie raz czytałam na zaprzyjaźnionym blogu dobrą opinię o tym kosmetyku. Skuszona tymi jakże pozytywnymi wypowiedziami, postanowiłam wypróbować je i ja. Cóż, wiecie już pewnie, że jestem zauroczona tą marką i jej kosmetykami. Cudne opakowania o wyjątkowej szacie graficznej ciągle mnie uwodzą i wprowadzają w doskonały nastrój. Po miłym zapoznaniu z balsamem odżywczym a później z olejkiem do demakijażu i tu spodziewałam się fajnego efektu. Ale tu wymagania dotyczące walorów pielęgnacyjnych postawiłam znacznie wyżej. Cóż, moja kapryśna cera, szara i zmęczona oraz miejscowo przesuszona nie zadowoli się byle czym. Krem, kremem, ale serum musi działać! Czy działa, dowiecie się z dalszej części wpisu....
Piękne, urocze i kojarzące się z naturą opakowania to znak firmowy produktów Resibo. Cały czas jestem pod ich ogromnym wrażeniem. Lubię się otaczać ładnymi rzeczami. Mimo tego iż wiem, że to co wewnątrz opakowania jest bardziej istotnie, niemniej jednak lubię gdy produkt cieszy oko.
W szklanej, przezroczystej buteleczce mieści się 30 ml olejowego serum. Wyposażenie jej w pipetkę było doskonałym pomysłem. Nic się nie przelewa, nie ucieka. Dozujemy dokładnie potrzebną nam ilość serum. A nie potrzeba go wiele, więc taki precyzyjny zakraplacz pasuje idealnie. Żółta, słoneczna barwa współgra z pięknym zapachem kosmetyku. Roślinny, nieco ziołowy, łagodny i mi się osobiście podoba.
Co do konsystencji serum wygładzającego Resibo jak już wywnioskowaliście zapewne jest to serum olejowe. Jako doskonale dobrana mieszanka składników nie jest ani za gęste ani zbyt lejące. Zawsze aplikuję je na skórę zwilżoną mgiełką i wystarczają 3 krople na dokładne pokrycie skóry twarzy. W takie formie najlepiej aplikuje mi się to serum i nawet mam wrażenie, że wtedy wchłania się nawet szybciej. Do tego koniecznie delikatny masaż! Serum używam głównie na noc. Jednak gdy czuję, że moja skóra jest bardziej napięta łączę jedną kropelkę z kremem dziennym.
Zanim przejdę do działania i moich odczuć z tym związanych napomknę kwestię ceny. Za 30 ml kosmetyku trzeba zapłacić 129 zł. Oczywiście sama nie twierdzę, że jest to mało. Musimy przekalkulować ten wydatek, bo w gruncie rzeczy zakup ten jest bardzo opłacalny. Resibo dba o to co jest w środku, czyli nie musimy obawiać się niskiej jakości składników. Ponadto nie jest to kosmetyk na miesiąc, a w zależności od sposobu używania i aktualnych potrzeb skóry na minimum trzy miesiące stosowania. To już tak przy obfitszych dawkach olejku.
Co w trawie piszczy, a raczej co dokładnie składa się an to serum? Serum jest bogate w olejek marula, skwalan roślinny, olej buriti, witaminę C, ekstrakt z lawendy motylej, olej z "łez" z drzewa pistacja lentiscus.
Serum Resibo nie tylko doskonale nawilża. Jest to prawdziwa bomba odżywcza. Cudowny, relaksujący rytuał jakim jest aplikacja serum, to przyjemność która daje nam z dnia na dzień piękniejszą i zdrowsza skórę. Serum wspaniale regeneruje, ale też łagodzi i koi podrażnienia. Wszelkie zaczerwienienia są zredukowane, a cera gładsza, rozjaśniona i wygląda zdecydowanie jaśniej. Rozświetlona, miękka skóra, mniej widoczne piegi. A to wszystko bez obciążania cery. Dodatkowo nie można mu odmówić tego genialnego napięcia. Nie chodzi o ściągnięcie, które jest przykrą dolegliwością. Ale o jędrność, skóra wygląda zdecydowanie młodziej.
Serum Resibo to doskonała profilaktyka przeciwzmarszczkowa dla młodych, a dla cer dojrzałych skuteczny kosmetyk redukujący zmarszczki i wygładzający. Nawilża, odżywia i ujednolica koloryt. Nie da się zatrzymać czasu, ani też całkowicie "wyprasować" zmarszczek. Jednak warto zainwestować w dobry kosmetyk, który w możliwie najskuteczniejszy sposób zadba o stan skóry. Serum naturalnie wygładzające Resibo współgra z innymi produktami pielęgnacyjnymi i czyni skórę gładszą, jędrniejszą i bardziej promienną.

 

13.04.2018

Zostań Eyebrow Expert z kosmetykami do brwi od Delia Cosmetics


Witajcie

Bądź ekspertem dzięki kosmetykom Delia


Dziś przychodzę do Was z opinią na temat Boxa Eyebrow Expert od Delia. Znalazły się w nim wszystkie kosmetyki marki, które dbają o piękny wygląd naszych brewek. W różnej formie, konsystencji i trwałości. Po to, aby każda kobieta znalazła swój ideał. Tradycyjną hennę Delii używałam dość dawno. Nie będę określała dokładnej daty, bo nie chcę Was wprowadzić w błąd. Powiedzmy było to w czasach, kiedy ta forma hennowania była najpopularniejsza i najbardziej dostępna. A już "lepsze" czyli te prostsze w użyciu były dostępne w większych miastach i to nie zawsze. Tak, wtedy jeszcze brwi malowało się kredką w kolorze czarnym albo ciemny brąz. Młodsze pokolenie powie, że to inna epoka. Może i tak,ale było z pewnością ciekawie. Teraz mimo postępu, obecności tanich i dobrych kosmetyków i tutoriali na YT nadal są cudaki, które nie potrafią wykonać chociażby zadowalającego makijażu. 

Wracając co sedna.  Przerobiłam już u siebie rożne kosmetyki do brwi. Hennę nakładałam również na rzęsy, ale tu akurat efekt był średnio zadowalający. Pamiętam sytuację, gdy kiedyś zabrała mamę do rekomendowanej fryzjerki. A ona przy okazji nałożyła mamie hennę na brwi. Nie dość, że krzywo to jeszcze zafarbowała skórę. W sumie mi nie przeszkadza, gdy skóra się nieco podkoloryzuje. Mogę zrobić sobie łady kontur brewek. Mam już tak wyćwiczone łapki, że pędzelkiem ładnie sobie kosmetyk rozprowadzę. Czasem jestem wręcz zwiedziona, że jednak kolor złapały tylko włoski. 

Teraz najchętniej sięgam po hennę jednoskładnikową. To w przypadku, gdy chodzi o mnie. A jeśli już otwieram inne rodzaje, to bawię się w salon kosmetyczny i robię hurtowo koleżankom.

Trio zamknięte w czarnej, eleganckiej kasetce to jeden z moich ulubieńców z całego zestawu dobroci od Delia Cosmetics. Ta paletka to set do brwi, którym ujarzmimy i nadamy wyrazistości naszym brewkom i podrasujemy je odpowiednio. Wewnątrz kasetki znajduje się wosk i dwa dobrze napigmentowane, nie pylące cienie, jaśniejszy i ciemniejszy odcień. Niewątpliwie przydatną opcją jest niewielkie lustereczko, które ułatwia poprawienie makijażu w każdym momencie. Nie zapomniano tu także o pędzelku. To taka miniaturka skośnego pędzla i do tego dwustronna.
Kolory z paletki Stylist można dowolnie ze sobą łączyć stopniując odpowiednio intensywność odcienia.To wygodny sposób na ładne, zadbane brwi. Dla mnie świetny, bo taki patent łączący wosk i cienie znam i stosuję. Wypełnia luki i ubytki miedzy włoskami. Ale śmiało można też ciemniejszym odcieniem nadać właściwy kontur.
Mascara w ładnym odcieniu brązu służy bardziej do podkreślania włosów i nadawania im odpowiedniego kierunku. Jest gęsta, dobrze napigmentowana. Gładko się rozprowadza nie tworząc grudek. Sprawdzi się u osób o naturalnie gęstych brwiach, którym inne zabiegi nie są potrzebne. Nada ładnego odcienia. Ja często sięgam po tę mascarę jako ostatni etap stylizacji brwi po zastosowaniu seta z kasetki bądź też pomady.
Pomada to kosmetyk, który kusił mnie już dawno. Taki kremowo żelowy kosmetyk, który łączy w sobie i wosk i cień.. Brwi nie są matowe, ale za to mają taki zdrowy połysk. Tu mamy również podwójny aplikator. Jednak z jednej strony jest to spiralka. Czyli pomadą uzupełnimy luki, ale także ugładzimy włoski.
Korektor wydał mi się dość ciekawy. Ma dużą spiralę z szeroko rozstawionym włosiem. Świetnie się nią rozczesuje brwi. Jest to kosmetyk w formie żelowej o subtelnym zabarwieniu. To już myślę produkt dla posiadaczek nie tylko gęstych, ale nie wymagających dodatkowego koloru brwi. Korektor jest lekki i n ie skleja włosów. Ładnie je stylizuje, a przy tym zapewnia naturalny połysk.

Śliczna i bardzo fajna pęsetka. Dobrze chwyta nawet najcieńsze i najkrótsze włoski. Mam tendencję do gubienia tego typu gadżetów. Przy okazji nowego nabytku od Delia, wszystkie przydasie do brwi wylądowały w jednej kosmetyczce. Teraz nic mi się nie zapodzieje.
Serum, cóż mogę powiedzieć. Jestem za leniwa na takie kosmetyki i oddałam je w dobre ręce, a dokładniej wysłałam. Chciałam Wam jedynie pokazać, że Delia kompleksowo zadbała o pełen asortyment w zakresie brewek i ma w swoje ofercie właśnie takie antidotum na słabe, rzadkie brwi i rzęsy.
Jeśli chodzi o hennę, to zaczęłam testy właśnie od niej. Jako że lubię sobie mazać po twarzy, jak to mówi moja kumpela i malować brewki, na jakiś czas zrezygnowałam z takiego zabiegu. Jednak łatwość i szybkość aplikacji wygrała z moimi przyzwyczajeniami. To nie mój pierwszy kosmetyk tego typu, ale przyznam że lepszy. Chodzi mi o idealny odcień i intensywność koloru. W ogóle, gdy otworzyłam hennę zastanawiałam się, czy oby się nie pomyliłam i nie wzięłam czarnej. Nakładana również wygląda na czarną. A po zmyciu daje na prawdę piękny efekt. 

Pomimo tego, że ją kocham i uwielbiam zrobiła mi psikusa. W sumie to nie mi,ale mojej mamie. Mamuśka zawsze jak tylko do mnie przyjeżdża, to robię jej porządek z brwiami. Wiecie nosi okulary, brwi ma jasne i ciężko się jej z tym samej uporać. Więc ja zawsze biorę się do pracy i rozpoczynam od regulacji. Jakież to było moje zdziwienie, gdy po jednej aplikacji tą henną śladu na było. A tak! Myślę sobie, że może źle makijaż zmyłam. Więc na drugi dzień powtórka. Skóra i brewki czyste, że aż piszczą a kosmetyk zostawiony na 30 minut. Tym razem no tak jakby, ciut ciut coś tam chwyciło. Z takich jasno złótawych minimalnie wpadły w brąz o dziwnym odcieniu. No nie mogłam tak mamy zostawić i henna tradycyjna poszła w ruch. Przy której nie było oczywiście żadnego problemu. To tak jak z kłaczkami na głowie, nie na każdą farbę reagują i tyle. Teraz już zapowiedziałam mamie, że przy następnej wizycie muszę sprawdzić na jej opornych brwiach hennę w żelu i w kremie.

Henna kremowa to bardzo wygodna i trwała propozycja dla osób lubiących wyraźnie podkreślone oczęta. Aplikacja jest prosta, a kosmetyk nie spływa w włosków. W gotowym zestawie znajduje się mieszadełko/aplikator z którego nie korzystam. Cóż urok blogera, który chomikuje różne dziwne przydatne bądź mniej gadżety. Jednak dla tych co nie szaleją z nadmiarem pędzli, patyczków i szpatułek, to co jest w pudełeczku spokojnie dobrze posłuży.

Henna żelowa jest zbliżona do kremowej, ale jest to wersja nieco łagodniejsza i nadaje się także do barwienia rzęs. Dostępna jest w kolorze czarnym, grafitowym oraz ciemno brązowym. Jak już zapewne zauważyliście ja szaleję z brązami. Henna daje ładny i naturalny efekt. Zarówno osobom z jaśniejszymi brwiami jak i moim wcale nie wyblakłym kolorem. Właściwie w zależności od wyjściowego koloru jest on bardziej ciepły, lub też stonowany. Może nie tak intensywny jak wyrysowane brwi, ale taki nie ma być. Henna to sposób na eleganckie podkreślenie naturalnego włosa brwi. Rano wstajesz i nie jesteś "łysa", ale też nie wyglądasz jakbyś urwała się z rozkładówki. Świetnie nadaje się dla zapracowanych kobiet biznesu lub zaganianych mam, które na te 2-3 tygodnie mają spokój i nie muszą się martwić, że wyglądają jakby co wstały dopiero z łóżka.

W pudełeczku znajdziemy cały arsenał przydasi, aby móc sobie zmalować ładne brewki. Ja akurat grzebyka używam tylko do rozczesywania, a już do aplikacji starego, wysłużonego pędzelka. Tak mi jest wygodniej. 
Henna tradycyjna również występuje w trzech kolorach. W opakowaniu znajdują się takie dwa cukierasy. Oczywiście są to składniki henny, które należy wymieszać i nałożyć na brewki. Jest to produkt jednorazowego użytku. Po wymieszaniu tak jak np farba do włosów nie nadaje się do powtórnego zastosowania. Można pobawić się w dzielenie, ale wiecie jak to wychodzi. Dość kiepsko, uwierzcie mi. Dlatego dobrze umówić się z kumpelą czy mamą i zrobić sobie w domu salon piękności, bo takie jedno opakowanie spokojnie wystarczy na dwie aplikacje i jeszcze nawet ciut zostanie. Pomimo marudzenia, że to najstarsza wersja, to lubię ją ze względu na wyrazisty efekt i trwałość do trzech tygodni.

Henna w tym wydaniu nie jest droga, ale należy ją zużyć od razu. Musimy też się namieszać, aby dobrze połączyć proszek z aktywatorem. Ja mam wprawę i odpowiednie narzędzia. Słoiczki i plastikowe i szklane itp. I oczywiście lata doświadczeń, gdy do henny dodawano tabletkę...
Która henna? Dla wprawnych graczy, że tak to ujmę nawet henna klasyczna będzie odpowiednia. Chociaż jednorazowo wydając więcej na wariant żelowy czy kremowy te opcje są bardziej opłacalne. tu mamy do czynienia z fajną, trwałą koloryzacją brewek. Delikatna henna żelowa nada się również do rzęs, ale tu już lepiej zastosować rzecz jasna kolor czarny. Jednoskładnikowy kosmetyk jest dla leniuszków, którzy nie lubią mieszać i kombinować. W niektórych przypadkach może nie barwić tak mocno jak pozostałe koleżanki po fachu i nieco szybciej wypłukiwać się z brwi. 


Na zdjęciu powyżej użyłam pomady do brwi w kolorze ciemny brąz. Używam jej na przemian z paletką oraz mascarą. Jeśli macie ochotę na któryś z kosmetyków, a nie chce Wam się szukać stacjonarnie to zapraszam do sklepu firmowego Delia .