Myślałam, myślałam, aż się skusiłam. Jeśli ma się czas to przecież umycie włosów, to żadna jakaś wielka filozofia. W moim wypadku trzeba jeszcze czuprynę wysuszyć, no i przydało by się wyprostować lub ułożyć w inny sposób. Mój zmianowy system pracy, a czasem inne obowiązki z reguły pozwalają mi na tradycyjne obchodzenie się z włosami, czyt. woda, szampon, maska e.c.t. Szał na suche szampony uważałam za nieco naciągany. Zwłaszcza jeśli takie szkolne małolatki w "natłoku zajęć" piszą, że on ratuje im życie. No heloł, doba nie stała się dłuższa. A, że tak to napiszę moje pokolenie miało o kiedyś więcej obowiązków także poza szkołą. I tak rozmyślałam, że to kolejny chwyt reklamowy. Jednak ciekawość wzięła górę. Chociaż Batiste jest ze mną jakiś czas, to sięgnęłam po niego w sytuacji kryzysowej.
Suchy szampon Batiste wyglądam przypomina dezodorant w sprayu. Działa też na podobnych zasadach. Po wstrząśnięciu i naciśnięciu na atomizer w opakowania wydobywa się produkt. Szata graficzna nawiązuje do zapachu. Przyznam, że fresh to właściwe słowo. Zapach jest faktycznie świeży i dość intensywny.
Obawiałam się trochę białych włosów i skalpu. Jednak przy Batiste Fresh nie ma takiej opcji. Po spryskaniu włosów widać na nich minimalny nalot. Jednak, gdy wmasuje się kosmetyk i ułoży fryzurę, czupryna wygląda naturalnie i nie ma śladu jakiegoś pyłu czy proszku.
Po ten szampon sięgnęłam, gdy naprawdę byłam w potrzebie. Znacie pewnie to z autopsji. Wieczorem jeszcze włosy były takie do zniesienia, ale rano okazało się że nie wyglądam. Czasu na mycie tradycyjne nie było. I z pomocą przyszedł mi Batiste Fresh. Zarówno obsługa jak i korzystanie jest banalnie proste. Trzeba intensywnie pomerdać opakowaniem, spryskać włosy u nasady z odpowiedniej odległości. Potem delikatny masaż i ułożenie fryzury. I nie było śladu po nieświeżych kłaczkach. Cały dzień włosy wyglądały świeżo. Zapach też do wieczora się utrzymywał. Chociaż on akurat mógłby być lżejszy, bo czułam się jakbym głową wpadła do wanny z perfumami. Ale pewnie chodzi o maskowanie jakiś nieprzyjemnych zapaszków. Następnym razem wybrałabym jakąś lżejszą wersję. Chociaż zanim zużyję ten to jeszcze potrwa.
Eyeliner Perfekct Slim Loreal był dla mnie nie lada wyzwaniem. Ależ lubię kreski, ale stosuję do nich zazwyczaj eyelinery płynne wyposażone w pędzelki. Są lesze i te mniej lubiane przeze mnie. Doszłam już jednak z nimi do dużej wprawy i robiąc kilka rzeczy na raz nie wyrysuje sobie tego co nie powinnam:). Teraz przyszła pora na zamianę warsztatu i naukę rysowania kresek perfekcyjnym linerem.
Eyeliner Loreal łączy w sobie wiele zalet. Jak widzicie jego końcówka jest fajnie ukształtowana. Dzięki czemu swobodnie można namalować cienką, delikatną kreskę. Ale gdy zależy nam na ostrzejszym wizerunku, to również nie nastręcza większego problemu. Zaletą takiej aplikacji jest także fakt, że pędzelek może się rozdwajać. A tu pisak zawsze pozostaje w swojej pierwotnej formie.
Eyeliner Loreal to także piękna, głęboka czerń o nadzwyczaj dobrej trwałości. Malowałam nim dla testu także dolną powiekę. Co u mnie grozi pandami, gdyż oczka lubią mi łzawić. Kreska wykonana tym eyelinerem pozostała jednak na miejscu mimo kilku łez.
Dlaczego więc tak rzadko sięgam po ten typ eyelinera, a wybieram te w pędzelku? Cóż, kiedyś u kuzynki wypatrzałam taki wynalazek i sobie także kupiłam. Okazało się, że po kilku użyciach zaczął coraz słabiej malować. Nie wiem, czy wysechł, czy być może się zapchał. To mnie skutecznie zniechęciło. Nie lubię szaro burej kreski, tylko mega czarną. Eyeliner Loreal używam już na tyle długo, że ze zdumieniem mogę powiedzieć, że nadal maluje na czarno. Tak jak na początku. Trzeba brać po uwagę to, że nakładam go przeważnie na jakieś cienie, które mogą osłabić działanie kosmetyku. Odpukać, na razie to nie miało miejsca. A eyeliner równie dobrze śmiga po suchej skórze jak i różnym rodzaju cieni do powiek.
Wiosna jak na razie jest tylko na papierku, zaś pogoda za oknem mówi zupełnie co innego. Trzymam kciuki, żeby to się jak najszybciej zmieniło. Wiele moich koleżanek wykorzystuje ten czas na zadbanie o siebie, zrzucenie zbędnych kilogramów. Sprawdzone suplementy oraz skuteczne preparat na odchudzanie znajdziecie na stronie http://www.smedyczny.pl/.
I jestem z siebie dumna, bo dałam radę tworzyć całkiem ładne makijaże z eyelinerem Loreal. Co ważniejsze w te dziwne, zmienne pogody zastąpiłam nim moich ulubieńców ze względu na trwałość. Co do szamponu Batiste będę go używała w nagłych sytuacjach. Kiedy nie ma już innego wyjścia. Bo jednak lubię tą prawdziwą świeżość, którą daje wyłącznie korzystanie z wody i zwykłego myjadła. Niemniej taki szampon to dobra sprawa, gdy chorujemy. Głowa tłusta, trzeba wyjść do lekarza. Choroba chorobą, ale nie straszmy ludzi:).