26.03.2019

Moje pierwsze spotkanie z Batiste / Czy polubiłam eyeliner w pisaku Loreal

Myślałam, myślałam, aż się skusiłam. Jeśli ma się czas to przecież umycie włosów, to żadna jakaś wielka filozofia. W moim wypadku trzeba jeszcze czuprynę wysuszyć, no i przydało by się wyprostować lub ułożyć w inny sposób.  Mój zmianowy system pracy,  a czasem inne obowiązki z reguły pozwalają mi na tradycyjne obchodzenie się z włosami, czyt. woda, szampon, maska e.c.t. Szał na suche szampony uważałam za nieco naciągany. Zwłaszcza jeśli takie szkolne małolatki w "natłoku zajęć" piszą, że on ratuje im życie. No heloł, doba nie stała się dłuższa. A, że tak to napiszę moje pokolenie miało o kiedyś więcej obowiązków także poza szkołą. I tak rozmyślałam, że to kolejny chwyt reklamowy. Jednak ciekawość wzięła górę. Chociaż Batiste jest ze mną jakiś czas, to sięgnęłam po niego w sytuacji kryzysowej.

Suchy szampon Batiste wyglądam przypomina dezodorant w sprayu. Działa też na podobnych zasadach. Po wstrząśnięciu i naciśnięciu na atomizer w opakowania wydobywa się produkt. Szata graficzna nawiązuje do zapachu. Przyznam, że fresh to właściwe słowo. Zapach jest faktycznie świeży i dość intensywny.
Obawiałam się trochę białych włosów i skalpu. Jednak przy Batiste Fresh nie ma takiej opcji. Po spryskaniu włosów widać na nich minimalny nalot. Jednak, gdy wmasuje się kosmetyk i ułoży fryzurę, czupryna wygląda naturalnie i nie ma śladu jakiegoś pyłu czy proszku. 

Po ten szampon sięgnęłam, gdy naprawdę byłam w potrzebie. Znacie pewnie to z autopsji. Wieczorem jeszcze włosy były takie do zniesienia, ale rano okazało się że nie wyglądam. Czasu na mycie tradycyjne nie było. I z pomocą przyszedł mi Batiste Fresh. Zarówno obsługa jak i korzystanie jest banalnie proste. Trzeba intensywnie pomerdać opakowaniem, spryskać włosy u nasady z odpowiedniej odległości. Potem delikatny masaż i ułożenie fryzury. I nie było śladu po nieświeżych kłaczkach. Cały dzień włosy wyglądały świeżo. Zapach też do wieczora się utrzymywał. Chociaż on akurat mógłby być lżejszy, bo czułam się jakbym głową wpadła do wanny z perfumami. Ale pewnie chodzi o maskowanie jakiś nieprzyjemnych zapaszków. Następnym razem wybrałabym jakąś lżejszą wersję. Chociaż zanim zużyję ten to jeszcze potrwa.
Eyeliner Perfekct Slim Loreal był dla mnie nie lada wyzwaniem. Ależ lubię kreski, ale stosuję do nich zazwyczaj eyelinery płynne wyposażone w pędzelki. Są lesze i te mniej lubiane przeze mnie. Doszłam już jednak z nimi do dużej wprawy i robiąc kilka rzeczy na raz nie wyrysuje sobie tego co nie powinnam:). Teraz przyszła pora na zamianę warsztatu i naukę rysowania kresek perfekcyjnym linerem.
Eyeliner Loreal łączy w sobie wiele zalet. Jak widzicie jego końcówka jest fajnie ukształtowana. Dzięki czemu swobodnie można namalować cienką, delikatną kreskę. Ale gdy zależy nam na ostrzejszym wizerunku, to również nie nastręcza większego problemu. Zaletą takiej aplikacji jest także fakt, że pędzelek może się rozdwajać. A tu pisak zawsze pozostaje w swojej pierwotnej formie.
Eyeliner Loreal to także piękna, głęboka czerń o nadzwyczaj dobrej trwałości. Malowałam nim dla testu także dolną powiekę. Co u mnie grozi pandami, gdyż oczka lubią mi łzawić. Kreska wykonana tym eyelinerem pozostała jednak na miejscu mimo kilku łez.
Dlaczego więc tak rzadko sięgam po ten typ eyelinera, a wybieram te w pędzelku? Cóż, kiedyś u kuzynki wypatrzałam taki wynalazek i sobie także kupiłam. Okazało się, że po kilku użyciach zaczął coraz słabiej malować. Nie wiem, czy wysechł, czy być może się zapchał. To mnie skutecznie zniechęciło. Nie lubię szaro burej kreski, tylko mega czarną. Eyeliner Loreal używam już na tyle długo, że ze zdumieniem mogę powiedzieć, że nadal maluje na czarno. Tak jak na początku. Trzeba brać po uwagę to, że nakładam go przeważnie na jakieś cienie, które mogą osłabić działanie kosmetyku. Odpukać, na razie to nie miało miejsca. A eyeliner równie dobrze śmiga po suchej skórze jak i różnym rodzaju cieni do powiek.
Wiosna jak na razie jest tylko na papierku, zaś pogoda za oknem mówi zupełnie co innego. Trzymam kciuki, żeby to się jak najszybciej zmieniło. Wiele moich koleżanek wykorzystuje ten czas na zadbanie o siebie, zrzucenie zbędnych kilogramów. Sprawdzone suplementy oraz skuteczne preparat na odchudzanie znajdziecie na stronie http://www.smedyczny.pl/.

I jestem z siebie dumna, bo dałam radę tworzyć całkiem ładne makijaże z eyelinerem Loreal. Co ważniejsze w te dziwne, zmienne pogody zastąpiłam nim moich ulubieńców ze względu na trwałość. Co do szamponu Batiste będę go używała w nagłych sytuacjach. Kiedy nie ma już innego wyjścia. Bo jednak lubię tą prawdziwą świeżość, którą daje wyłącznie korzystanie z wody i zwykłego myjadła. Niemniej taki szampon to dobra sprawa, gdy chorujemy. Głowa tłusta, trzeba wyjść do lekarza. Choroba chorobą, ale nie straszmy ludzi:).

23.03.2019

AA Natural Spa Krem do rąk i paznokci z różą japońską

Krem do rąk jest dla mnie tak naturalny jak np umycie zębów, czy mycie rąk po wyjściu z toalety. Cóż, porównanie może trywialne. Jednak należę do tych osób, które w każdej torebce mają krem. Przerobiłam już całe mnóstwo takich produktów. Z jednej strony kremy te są dość tanie, dlatego można sobie testować do woli. A druga kwestia to taka, że zużywam ich ogromną ilość. Dziś wspólnie przyjrzymy się ciekawej serii AA Oceanic, czyli Natural SPA. 
 
Natural Spa to linia do pielęgnacji dłoni oparta na wysokiej jakości składnikach roślinnych, które w zgodzie z naturą troszczą się o piękno naszej skóry. W mojej wersji znajduje się m.in olejek z róży japońskiej oraz witaminę E. 

Nie sposób też przejść obojętnie obok tej pełnej uroku tubki. Stylistyka nie pozostawia wątpliwości, że róża wiedzie tu prym. Tubka wygląda na aluminiową, jednak w rzeczywistości  opakowanie jest miękkie, przyjazne w obsłudze i lekkie. Kremik więc można spokojnie wrzucić do torebki i używać w dowolnym momencie.
Piękne opakowanie kryje równie kuszącą zawartość. Zapach róży jest subtelny, nienachalny. Spodoba się chyba każdej z nas. Konsystencja jest treściwa, gęsta i otulająca dłonie. Mimo swej gęstości krem dobrze się wchłania. Nie lepi się, a jedynie pokrywa skórę aksamitną warstewką.
Krem do rąk... A raczej małe stadko kremów mieszka sobie u mnie dosłownie w każdym kącie. O ile balsamu do ciała używam raz, dwa razy dziennie ze smarowidłem do rąk jest już inaczej. Nie sposób zliczyć mojego smarowania łapek w ciągu dnia. Staram się nakładać chociaż trochę kremu zwłaszcza po zmywaniu talerzy, sprzątaniu, czy wyjściu na dwór. Niestety moje łapki są podatne na alergie kontaktowe, do tego przesuszenie i krem do rąk jest natychmiastowo spijany.
Krem ma zadanie odżywiać i chronić. Zużyłam go jednak na tyle szybko, że nie do końca jestem w stanie stwierdzić jak to z nim jest. Może przy kolejnej tubce, a najlepiej dwóch wyrobiłabym sobie konkretne zdanie.
Krem z różą japońską ładnie pachnie i szybko się wchłania. Taki ładnie wyglądający i przyjemny kosmetyk. Na moje potrzeby jednak wydaje mi się za delikatny mimo treściwej konsystencji. Kremu do rąk nie dostawiam nie zależnie od pory roku, więc wrócę do niego jak tylko poprawi mi się kondycja dłoni.


21.03.2019

Pióra i szarości / Bonprix

Chociaż zarzekałam się, że pozbędę się wszelkich dywanów i wykładzin jednak złamałam swoje postanowienie. Zauroczyła mnie piękna wycieraczka z Bonprix. Tak to jest faktycznie wycieraczka tylko, że w większej wersji. Spód jest gumowy, więc nie ma możliwości aby ślizgała się po panelach.

Moją wycieraczkę "Pióra" znalazłam w dziale dywaniki i wycieraczki. Rozmiar jaki wybrałam to 59/179 cm. Dostępne są jeszcze trzy inne wymiary. Najmniejszy to taki klasyk.
Wybrałam szarości bo to ostatnio moja miłość. Chyba zresztą zdążyliście już to zauważyć. Fotele zamówiłam już jakiś czas temu. Potem olśniło mnie, że fajnie by było mieć podnóżek. Jest on o tyle praktyczny, że można wsunąć go w razie potrzeby pod fotel.
Taborek to jeden z dwóch, które ostatnio malowałam. Wymagało to więcej czasu niż zdolności, a efekt określam jako zadowalający. Przy okazji zmaowałam jeszcze kilka drobiazgów.
Wiem, przydały by mi się jakieś fajne poduchy. Może dla kontrastu coś w żółci bądź turkusie. Jednak nie wszystko na raz, bo skusiłam się na cudny zestaw do kuchni. Niebawem go zresztą pokażę.





Na stronie Bonprix znajdziecie wiele ciekawych propozycji, które nadadzą Waszemu wnętrzu odpowiedniego klimatu. Oczywiście traficie na takie oto sztuczne futrzaki w kilku kolorach i rozmiarach. Po kliknięciu w zdjęcie przeniesie Was konkretnie do tych dywaników.
https://www.bonprix.pl/style/sztuczna-skora-owcza-357218119/?catalogueNumber=903859&type=image&return=ref
Co istotne dywanik ma krótkie włosie, który ułatwia utrzymanie czystości. Kłaczki mojego sierściucha nie przyczepiają się do niego na szczęście, bo jak widzicie lubi sobie poleżakować w różnych miejscach.

19.03.2019

Masło do ciała I Love Signature o zapachu Glazed Raspberry

Marka I love tworzy niezwykłe kosmetyki. Signature są jeszcze bardziej pachnące, wręcz smakowite. Masło, które dziś gości na blogu spisuje się świetnie. Należy do linii zapachowej Glazed Raspberry. Jak to rozszyfrować? Jedni nazywają tę serię malinowym ciastkiem. Można by się pokusić o malinę w lukrze. Dla mnie to aromat malin, truskawek i słodycz miękkiego...pączusia. Zapach to prawdziwa poezja. Wielowymiarowa i odsłaniająca kolejno poszczególne akordy zapachów. Jedna słodycz goni drugą, ale nie jest mdło. Owoce biorą górę. Na skórze zaś później jeszcze długo pozostaje ta cudna woń owocowego shake z nutą słodkiej śmietanki. 

i love cosmetics glazed raspberry
Masło do ciała Glazed Raspberry to niewątpliwie doskonały wybór jeśli chodzi o wymagającą, suchą skórę. Gęste i pachnące masło I Love w białym kolorze przyjemnie się aplikuje. Wygląda na zbite, ale w rzeczywistości świetnie się z nim pracuje. Bez trudu można je wydobyć z pudełka, a następnie nanieść na ciało.
Mała partia masła wchłania się niemal natychmiast. Nie klei się i nie tłuści skóry. Za to wyraźnie czuć na jej powierzchni satynową powłoczkę. Skóra dzięki temu jest milutka w dotyku, taka że nie można się oprzeć mizianiu.
Masło do ciała Glazed Raspberry poza genialnym zapachem i poprawą stanu skóry zaraz po aplikacji ma także inne zalety. Podczas regularnego stosowania stopniowo zwiększa się poziom nawilżenia oraz elastyczność skóry. Przesuszenia idą w niepamięć, zaś skóra odzyskuje jędrność. Jest to więc zdecydowanie produkt dla wymagających. Oczywiście także dla wielbicielek cudnych, owocowych aromatów.
Masło jest wydajne, a duży pojemnik sprawia że długi czas możemy cieszyć się tym wspaniałym kosmetykiem. Gdzie dostać to cudo? Już Wam piszę. Markę I Love kupicie na stronie Butique Cosmetics.


Przesilenie wiosenne daje o sobie znać. W tym kondycja skóry lubi się pogarszać. Warto szczególnie teraz sięgnąć po głęboko odżywiające kosmetyki, dobrze się odżywiać i łykać odpowiedni suplement diety. Masło Glazed Raspberry wpisuje się idealnie w moją dopieszczającą pielęgnację w tym okresie. Myślę że i Wam spodobałby się ten kosmetyk.

18.03.2019

Serum wzmacniające do włosów Hyaluron Active Salon Care Faberlic

Dawno nie było wpisu o kosmetykach do włosów, więc dziś mam dla Was opinię o żelowym serum wzmacniającym do włosów pozbawionych gęstości i zniszczonych marki Faberlic z linii profesjonalnej Salon Care.
Jak już zapewne podpowiedział Wam tytuł wpisu, serum zawiera kwas hialuronowy znany ze swych właściwości nawilżających. Cała seria Hyaluron Active kusi delikatnym zapachem i subtelnym, błękitnym kolorem. Myślę, że nawiązując tym do składu. 

Serum zapakowane jest w estetyczny, czarny kartonik z elementami błękitu. Na buteleczce kolor  błękitny połączono ze złotem. Złoty jest również dozownik kosmetyku. Plastikowa buteleczka jest lekka,ale wytrzymała. Jej pojemność to 30 ml, czyli dość standardowa jak na kosmetyk o takim przeznaczeniu. Dozownik działa dobrze. Fajnie współgra z serum.
serum  wzmacniające Hyaluron Active Salon Care Faberlic
Co do konsystencji jak już wspominałam, mamy do czynienia z serum w formie żelowej. Odpowiedni gęstej, nie lepiącej się o intrygującym i przyjemnym zapachu. Dwa, trzy naciśnięcia to odpowiednia doza na wilgotne włosy.
Żelowa forma to atut zwłaszcza dla kobiet o cienkich włosach ze skłonnością do przetłuszczania. Szybko się wchłania i nie obciąża włosów. Można je także nakładać na suche włosy w celu ujarzmienia pasm. U mnie sprawdza się ta metoda doskonale. Zwłaszcza gdy jest wysoka wilgotność powietrza włosy płatają mi figle. Wtedy odrobina serum ładnie "ulizuje" wszelkie odstające antenki. 

Serum wzmacniające Hyaluron Active można również aplikować przed myciem. U mnie jednak najlepiej spisuje się nakładane na wilgotne włosy przed suszeniem, albo właśnie jako czynnik ujarzmiający włosy.
Serum działa delikatnie, nie oblepiając włosów. Pasma są lekkie, gładsze a jednocześnie nawilżone. Znacznie lepiej rozczesać włosy, a potem je ułożyć. 

Zarówno serum jak i inne kosmetyki marki Faberlic możecie zamówić na stronie Faberlic Produkty.
Oczywiście moja pielęgnacja włosów nie kończy się na serum. Sięgam także po odżywki i maski. Teraz nawet dorwałam maskę Bio Arctic o ile dobrze pamiętam do włosów normalnych i suchych. Zaciekawiły mnie opakowania i seria z którą jeszcze nie miałam do czynienia. Ach ten mój kosmetyczny zakupocholizm :).

11.03.2019

NOU Freesia - ogórd pełen kwiatów zamknięty w szklanym flakonie

Już teraz możecie poczuć się jak w rajskim ogrodzie pełnym kwiatów za sprawą nowej linii kwiatowej marki NOU . Każdy z sześciu zapachów to inna podróż. Dziś zapraszam na przechadzkę pośród tajemniczych ogrodów NOU Freesia. 

 
Lubicie frezje? Te śliczne rośliny i drobnych kwiatach symbolizują moc kobiecego piękna. Delikatne, kolorowe, zgrabne kryją w sobie niezwykłą moc oszałamiającego zapachu. Wystarczy gałązka, aby uroczy aromat frezji wyczuwalny był w pomieszczeniu. Świetnie prezentuje się sama lub w połączeniu z nie przytłaczającymi dodatkami, czy to jeśli chodzi o kompozycję zapachową czy też o bukiet. Zbyt dużo dodatków może przyćmić urok tego tajemniczego, uwodzicielskiego zapachu.
Obok dość intensywnego akordu frezji mamy tu jeszcze jaśmin, czy lilię, które według mnie też dozować należy ostrożnie. Trzy mocne akcenty znajdujące się w nucie serca odświeża nieco róża. Co nie zmienia faktu, że właśnie te zapachowe trio wyczuwalne jest na początku i dominuje w kompozycji. Nie co później zza tego tła wyłania się nieco gorzkie piżmo, ciepły bursztyn i orientalne drzewo sandałowe. Ta mieszanka dodaje perfumom szczypty drapieżności.
I próbuję się teraz doszukać opisywanej przez wszystkich świeżości. Może ją zapewnić cytryna. Ale tu nie czuję jej za bardzo, gdyż zdominowały ją mocne akordy kwiatowe. Myślałam, że galbanum ma wpłynąć na lekkość perfum. Przypomina nieco koper włoski. Po rozszyfrowaniu stwierdzam jednak, że przy innej kompozycji może spełnił by taką funkcję. Mimo iż należy do zielonych, drzewnych zapachów, jest także balsamiczny i wytrawny. Dla lepszego porównania dodam, że na nim opiera się zapach Chanel No 19. Galbanum jest siłą, która z intensywnością przenika wszystko i nie da o sobie zapomnieć.
Według mnie NOU Freesia to zapach na wieczór lub na chłodniejsze dni, koniecznie dawkowany w umiarze ze względu na swą intensywność i trwałość. To zapach kobiet z klasą, odważnych i pewnych siebie. Zdecydowanie modnych w klasycznym, ponadczasowym wydaniu.




Wody perfumowane NOU dostępne są w drogeriach Rossmann. Jeśli ciekawią Was inne zapachy, to zapraszam na stronę NOU Poland.
Niesamowicie trwała woda perfumowana NOU Freesia to typowo kwiatowa kompozycja z dodatkiem orientalnego sznytu. Jest tajemnicza, obezwładniająca i magiczna. Począwszy do opakowania mam wrażenie, że wkraczam do innego, niezwykłego świata pełnego zapachów które znam i lubię. Jednak takie połączenie jest dla mnie zbyt intensywne. Uwierzycie, że szalik pachnie mi już drugi tydzień. Aromat złagodniał, ale nadal jest wyczuwalny i rozpoznawalny. Nie skreślam go jednak. Powrócę do niego, gdy znów zrobi się zimniej, a ja zatęsknię za ogrodem pełnym kwiatów i rozgrzanym w słońcu mchem.