12.12.2023

Hennowe eksperymenty / RefectoCil / Profipil

Witajcie! Uwielbiam swoje podkreślone brwi. Jakoś przemawia do mnie wyrazisty makijaż tej okolicy i jeśli nawet się nie maluję, to jak to mówią brwi muszę mieć zrobione. Ostatnio trochę kombinowałam z hennowaniem brwi. To nie cały arsenał, bo zużyłam też kilka opakowań z Delii, tej żelowej i kremowej. A także w między czasie byłam w gabinecie kosmetycznym na dość przeciętej hennie pudrowej.

 
Wiecie, mam to szczęście że włoski na brwiach posiadam mocne i dość liczne. Jeszcze jak się zmuszę i nie będę ich tak doszczętnie wyrywała, to pewnie uzyskam fajny kształt. Jednak chciałam nadać im pełni i lekko przyciemnić same włoski.  

 
Mamy tu dwie henny do brwi oraz tę jedną czarną, której czasem używam do rzęs. No i wiecie, gdybym wcześniej zgłębiła temat, zamiast kupować coś z polecenia osoby, która średnio się zna na temacie pewnie wcale nie stałabym się ich posiadaczką! Otóż henny nie są złe, wręcz przeciwnie. To fajne kolory i długo utrzymują się na włoskach. Będę miała na ogarnianie mamy i teściowej na najbliższy rok:). 

A wiec co ja guła nie doczytałam. Chodziło mi o efekt zafarbowania skóry, a jak już wiecie i ja teraz też już jestem tego świadoma, taka henna nie da mi oczekiwanego przeze mnie rezultaty. Najbliżej była zwykła, najtańsza henna. Aby ładnie podkreślić kształt brwi, zaznaczając przy tym obrys na skórze henna musi być w postaci proszku. Nie ma pójścia na skróty. Są henny pudrowe w cenie około 100 zł. Znalazłam polską markę w przystępniejszej cenie. Bo na pierwszy raz chciałabym zamówić dwa odcienie, aby je ewentualnie zmieszać. 

 
Co do produktów RefectoCil to są świetne. Kolory naprawdę wyglądają naturalnie. Wybrałam kasztan dla siebie i ciemny brąz dla dziewczyn. Widziałam też wiele innych odcieni, ale jeszcze u nas nie dostępnych. Dobrze się mieszają i nakładają. Nie powodują uczuleń. Kolor jest długotrwały i głęboki. Kasztan się wymywa, a nie robi po czasie pomarańczowy. Więc nie ma tego złego, bo i tak ja maluje brwi obu mamom i czasem koleżankom, więc te henny zużyję. 





Jak widzicie dokupiłam nieco gadżetów. Pędzelki i kieliszek mi się przydają. Z szablonów korzystam sporadycznie. Teraz już nie . bo mam inne wydatki, ale już mam upatrzoną hennę pudrową i mam nadzieję, że tym razem uzyskam efekt jaki mi się wymarzył.




18.11.2023

Loreal i pielęgnacja skóry w rutynie #skincycling

Witajcie! Dziś pora by i na blogu zawitały kosmetyki do kompleksowej pielęgnacji skóry w rutynie skincycling. Ten trend to naprawdę fajna sprawa i może już dawno z niego korzystałyście, nawet tego nie wiedząc. Polega on na ustalonym rytmie pielęgnacyjnym powtarzającym się w cyklu i tak " na okrągło". To dobre rozwiązanie dla zabieganych czy też nieco zakręconych osób, które przecież także chcą dbać o swoją skórę.

testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling
 
W rutynie skincycling zaproponowanej przez Loreal mamy pięć kosmetyków. W tym coś z retinolem. Właśnie dzięki takiej pielęgnacji łatwo i bezpiecznie można wprowadzić ten składnik do swojej pielęgnacji, dbając jednocześnie aby zachować zdrową barierę hydrolipidową. Rutynę tę można oczywiście nieco modyfikować, ale dla poczatkujących czy osób z cerą wrażliwą polecam nie mieszać nic na początku i przynajmniej miesiąc postępować zgodnie z wytycznymi. 

Rutyna pielęgnacyjna Loreal to cztery kosmetyki stosowane na noc i jeden przeznaczony do pielęgnacji porannej. W sumie nic nie szkodzi, żeby po dwa z rutyny wieczornej sięgać także w dzień, ale o tym potem. A więc po kolei...

testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling
 

Noc pierwsza

Loreal Revitalift Tonik złuszczający z 5 % kwasem glikolowym 


Pozbywanie się martwego naskórka, tak jak właściwe oczyszczanie to niezbędny etap każdej pielęgnacji. Bez tego nakładane kosmetyki będą działać słabiej i mniej efektywnie. Już dawno przekonałam się, że mechaniczne złuszczanie jest nie dla mnie jeśli chodzi o wrażliwa skórę. Do ciała jak najbardziej zdzieraki mi służą. Natomiast buzia , szyja i dekolt potrzebują innych kosmetyków. Peelingi enzymatyczne i kwasowe nadają się do tego znakomicie.

Na przykładzie Loreal zauważycie, że delikatnie złuszczać skórę można takim kosmetykiem jak tonik, jeśli mam on oczywiście odpowiedni skład. W tym toniku mamy akurat kwas glikolowy. Wbrew pozorom kwas ten nie służy wyłącznie do złuszczania, a ponadto nadaj się do każdego rodzaju skóry bez względu na wiek. Więc nie bez przyczyny jest jednym z najpopularniejszych kwasów AHA. Ponadto jego struktura składa się z najmniejszych cząsteczek i dzięki temu właśnie może przenikać głębiej poprzez naskórek. W małych stężeniach, takich jak w toniku Loreal może być stosowany codziennie. Wszystko zależy od potrzeb skóry i metody jej pielęgnacji. 

Jak już wspomniałam w toniku Loreal jest małe stężenie kwasu glikolowego, dlatego też nie ma tu mowy o uczuciu ściągnięcia, a jest wręcz odwrotnie. Dla nie wtajemniczonych tak skomponowany kosmetyk ma dobre właściwości nawilżające. Ponadto utrzymuje  w skórze wilgoć, co jest bardzo pożyteczną funkcją. Oczywiście tonik także złuszcza naskórek, ale robi to niezwykle delikatnie. Likwiduje suche skórki, zmiękcza skórę i sprawia że staje się o wiele gładsza. 

Dłuższe stosowanie toniku przynosi także wiele innych korzyści. Używanie go wspiera regenerację naskórka, zmniejsza widoczność przebarwień, wyrównuje powierzchnię skóry, oczyszcza, współdziała w walce ze zmarszczkami oraz przeciwdziała zapychania porów. Dlatego też uważam go za swojego wielkiego sprzymierzeńca! Wiem, że stopniowo sobie tam delikatnie oddziałuje pozytywnie na moją skórę, a z drugiej strony nie uszkadza jej i nie podrażnia.



testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling
 

Noc druga 

Loreal Revitalift Laser Pure Retinol Serum ,  Serum na noc z czystym retinolem 

Retinol to składnik, o którym słyszała zapewne każda z was! Jak tu go nie kochać, za ten szereg wspaniałych właściwości. Retiol to nie tylko panaceum na zmarszczki, ale także m.in redukuje przebarwienia. W kremach może być go dość mało, dlatego coraz chętniej sięgamy po bardziej skoncentrowane kosmetyki mające w składzie retinol. na początku należy pamiętać aby zbudować tolerancję na ten składnik, a następnie zwiększać jego dawkę .Dla tych co jeszcze nie wprowadzili retinoidów do swojej pielęgnacji powstał program Loreal, aby bezpiecznie przeprowadzić was przez ten proces. Niskie stężenie i rytm pielęgnacyjny sprosta nawet wymaganiom wrażliwej skóry.

Serum z czystym retinolem Loreal Revitalift Laser ma mleczny kolor i przyjemną konsystencję. Zamknięte jest w butelce z ciemnego szkła, zaś do aplikacji służy pipetka. Nie trzeba używać wiele kosmetyku za jednym razem. Zwłaszcza na początku warto stosować na skórę naprawdę minimalną ilość. Serum gładko rozprowadza się na skórze. Wchłania po jakimś czasie. Mnie nie podrażniło. Podczas używania nawet nie miałam odczucia, aby musieć sięgać po jego wchłonięciu krem. Skóra po jego użyciu rano była odżywiona, napięta i przyjemnie miękka. 

Kiedy stosujemy retinoidy na efekty trzeba trochę poczekać. Takie skutki typu lepsza kondycja skóry, nawilżenie widać dosyć szybko. Ale inne pojawiają się po miesiącu stosowania, zaś następne jeszcze później. Więc tak, serum Loreal działa! Nie dziwię się, że dziewczyny piszą że nie zrobił tego czy tamtego. Po prostu to jeszcze nie jego pora. Zwłaszcza w początkowej fazie, kiedy to przyzwyczajamy do niego skórę i sięgamy po nie stosunkowo rzadko. 

To moje drugie serum o tym stężeniu i widzę już fajne efekty, chociaż do tego co chciałabym uzyskać mam jeszcze długą drogę. Ale w buteleczce mam sporo kosmetyku, aby jeszcze dalej przeprowadzać kurację i może potem zwiększyć stężenie. Z pewnością serum sprawia, że skóra jest zdrowsza. Mniej się przetłuszcza. Wygląda na jaśniejszą i mniej zanieczyszczoną. Nie mam absolutnie żadnych suchych skórek na twarzy. Skóra wydaje się gęstsza. Okolice oczu także wyglądają lepiej . Tak , nakładam retinol pod oczy. Na powieki nie, ale może spróbuję po wymieszaniu z kremem. W sumie to mam ochotę spróbować też ciut ciut na usta, bo nie mogę sobie z nimi poradzić. 

Retinol nakładamy oczywiście zawsze na suchą skórę. To nie koniec wieczornej pielęgnacji, bo po jego wchłonięciu nakładamy oczywiście kremik.

Wracając do rutyny pielęgnacyjnej z Loreal, pielęgnację z użyciem toniku z kwasem glikolowym zamykamy użyciem kremu. Ja przez cały czas kuracji sięgam po krem ujędniający Revitalift Filler. 


testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling

 

Noc 3 i 4 

Loreal Revitalif Filler  Serum z kwasem hialuronowym 

Kiedy już myślałam, że wiem już dużo o kosmetykach to okazało się, że jestem w błędzie. Nigdy jakoś sera z kwasem hialuronowym nie działały u mnie jakoś za specjalnie. Ale sama jestem temu winna. Jak jest zalecenie na wilgotną skórę, to tak właśnie ma być! I dzięki temu polubiłam się z kwasem hialuronowym i używam je z przyjemnością. 

Serum z kwasem hialuronowym Loreal zamknięte jest w zgrabnej, szklanej buteleczce. Do jego aplikacji używamy pipetki. Serum jest przezroczyste i lekko żelowe o bardzo subtelnym zapachu. Szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy. Idealnie nadaje się do pielęgnacji skóry po aplikacji retinolu, aby zaopiekować się naszą skórą.

Serum nawilża, napina i koi skórę. Trudno mi mówić o nim osobno, gdyż aplikuję go zazwyczaj pod krem ujędrniający Loreal. Zresztą wskazane jest domkniecie takiej pielęgnacji kremem, więc myślę że wspólnie działają znacznie skuteczniej. Może stosowanie dwóch kosmetyków wydaje się wam być skomplikowane i zbędne, ale kiedy spróbujecie poczujecie znaczną różnicę. To wcale nie jest jakaś czarna magia. Może początki są nieco zawiłe, ale potem cała rutyna wchodzi w krew i robicie ją odruchowo.


testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling
 

Loreal Revitalift Filler Water Cream,  Krem ujędrniający 

 
Krem Loreal nakładamy przez dwie noce po uprzedniej aplikacji serum hialuronowym.  Te dwie noce to regeneracja, odnowa i odpoczynek skóry po zastosowaniu kwasów i retinoidów.

Krem zamknięty jest w plastikowym słoiczku. Jak widzicie seria Revitalift Filler ma spójną szatę graficzną w odcieniach niebieskiego z subtelnym, czerwonym akcentem. Słoiczek z kremem jest wygodny i higieniczny, gdyż to opakowanie typu airless. Nie tylko nie wprowadzimy zanieczyszczeń do jego wnętrza, ale też nie dostanie się do niego powietrzem które może utleniać niektóre składniki aktywne kremu. 

Krem jest gęsty, bogaty i jest świetną bombą odżywczo nawilżającą dla skóry. To pewnie dzięki zawartości ceramidów, ale także dwóch rodzajów kwasu hialuronowego. Uwielbiam go bo działa skutecznie, nie obciążając skóry.

testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling

Każdego dnia rano 

 Loreal Revitalift  Clinical,  Krem rozświetlający z Wit C i SPF 50 


Krem z filtrem to podstawa każdej pielęgnacji. Tak jak nie da się mieć ładnej buzi bez dokładnego oczyszczania, tak drogie specyfiki są że tak łagodniej ujmę guzik warte, jeśli rano nie zabezpieczymy skóry kremem z wysokim SPF. Często kosmetyki nie działają właściwie dlatego, że im w tym pomagamy. Więc skupcie sie, aby ta cała pielęgnacja przyniosła oczekiwane rezultaty.

Od razu polubiłam się z Kremem rozświetlającym Loreal. Nie dość, że zawiera wysoki filtr, to jeszcze posiada w składzie Wit C. Dzięki czemu moja poranna rutyna skróciła się nieco. Co jest istotne dla mnie zwłaszcza jak mam na pierwsza zmianę. Ogarniam siebie, wyprowadzam psa i robię kanapki młodemu do szkoły. Więc czasu jest nie za dużo. Do tej pory sięgałam po serum, zaś kolejnym etapem było nałożenie kremu z SPF. Swoją drogą muszę wam opisać całkiem fajne serum z Wit C, bo tym razem trafiłam dobrze z doborem kosmetyku.

Krem jest półpłynny. Co wcale jakoś nie utrudnia aplikacji. Wyciskając go z tubki za drugim razem, już wiedziałam że należy to robić z dozą ostrożności. Krem jet lekki, chociaż wydaje się trochę mokry po nałożeniu. Nie bieli, nie czuć dziwnego obciążenia na skórze. Nie wchłania się całkowicie, ale za to współgra z makijażem. Krem jest wydajny. Nie piecze w okolicach oczu i nie zapycha.


testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling

Bonusik

Loreal Revitalift Filler Serum pod oczy  2,5 % kwasem hialuronowym i kofeiną

W podstawowej wersji skincycling według Loreal jest pięć kosmetyków. Ja chociaż starałam się przestrzegać sumiennie tej rutyny, przemyciałam do niej świetny kosmetyk pod oczy, a mianowicie serum Loreal Revitalift Filler z kofeiną i kwasem hialuronowym. Serum pasuje idealnie do pielęgnacji porannej, jak i wieczornej, a wplecenie jej w swoje rytuały zajmuję chwilę.

Serum jak pozostałe kosmetyki Revitalift Filler to niebieskawa szata graficzna ze szczyptą czerwieni. Tu jak w przypadku serum do twarzy mamy do dyspozycji szklaną buteleczkę. Różni się jednak dozownikiem. Jest to jakby różdżka wkładana do buteleczki. Zakończona jest trzema, metalowymi kuleczkami, które chłodzą i masują zmęczone oczęta. Dzięki temu poza efektem pielęgnacyjnym otrzymujemy stymulację poprzez masaż i niewątpliwie efekt relaksujący. To delikatne serum pod oczy nawilża, odżywia delikatną skórę wokół oczu. Subtelnie ją napina, zmniejsza obrzęki oraz rozjaśnia cienie. Szybko się wchłania i nie roluje pod makijażem.

Seria Revitalift Filler to genialne kosmetyki oparte na kwasie hialuronowym i w takim trójkącie, nie mylić  z wiecie jakim, działa świetnie. To moc kwasu hialuronowego działająca na kilku płaszczyznach i dbająca o piękno i zdrowie naszej skóry!

testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling

testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling

testuję z Wizaż kosmetyki loreal w rutynie skincycling

Tak więc po ponad miesiącu stosowania metody skincycling razem z Loreal potwierdzam jej działanie i polecam system pielęgnacji taką metodą. Co do poszczególnych kosmetyków, także odpowiadają mi bardzo. Teraz przede mną z pewnością przynajmniej miesiąc korzystania z ich dobrodziejstw. Chociaż myślę, że najszybciej pożegnam się z  kremem SPF, bo używam go codziennie. Więc muszę się za czymś rozejrzeć. Po zużyciu serum z retinolem przestawiam się na większą dawkę, więc już się powoli rozglądam za takowym specyfikiem.




13.11.2023

Jakie portfele wybierają mężczyźni?

 

Są takie dodatki, które wszyscy mężczyźni muszą posiadać i to nawet Ci, którzy niekoniecznie zwracają uwagę na modę. Oczywiście mamy tutaj na myśli portfele. Dostępne są w wielu różnych wariantach i stylach. Dziś dokonamy przeglądu portfeli najczęściej wybieranych przez mężczyzn.

<Wpis reklamowy>

 

Męski portfel skórzany - stylowy i elegancki 

Jaki portfel męski wybrać? Wszystko tak naprawdę zależy od Waszych preferencji. Jeżeli cenicie ponadczasowy styl, a także wygodę, komfort użytkowania i trwałość, to doskonale sprawdzi się portfel męski skórzany. Rzeczywiście materiał jakim jest skóra jest synonimem dobrego gustu. Nie trzeba też obawiać się, że wyjdzie z mody. Co istotne, portfel skórzany bez obaw można nosić w kieszeni marynarki czy innego eleganckiego outfitu i to bez obaw, że popełnicie modowe faux pas. Oczywiście w tym przypadku najlepiej postawić na portfele męskie typu slim. Są one bardzo delikatne i subtelne, a dzięki płaskiej formie nie odstają w kieszeni. Do tego wszystkiego są też bardzo lekkie, a przy tym pomieszczą wszystkie niezbędne akcesoria. Można oczywiście zdecydować się na portfel męski skórzany w wersji składanej, który jest zdecydowanie pojemniejszy, a przy tym nadal nie jest bardzo duży. Pomieści nie tylko pieniądze czy karty, ale również dowód rejestracyjny. Warto wybrać model wykonany z bardzo dobrej jakości skóry wołowej. Taki znajdziecie w ofercie na stronie: https://www.skorzany.com/pl/c/Portfele-meskie/15. Producent zastosował w portfelach specjalną powleczoną warstwę wzmacniającą. Dzięki temu są one odporne na uszkodzenia mechaniczne, a także zmienne warunki atmosferyczne. Pamiętajcie, że portfel skórzany męski markowy wcale nie musi być bardzo drogi, a przy tym może służyć przez wiele lat. 

 

Materiałowe portfele sportowe - funkcjonalne i tanie 

Wiecie już, że portfele skórzane męskie nigdy nie wychodzą z mody. Jednocześnie można je nosić zarówno do eleganckich stylizacji, jak i tych casualowych. Dzięki temu, że są wykonane ze skóry są twardsze, co zapobiega zgnieceniu kart czy innych dokumentów. Oczywiście możecie postawić też na portfel męski z tworzywa, czyli utrzymany w stylu sportowym. Takie modele wciąż cieszą się popularnością, choć nie tak dużą jak modele skórzane. Przede wszystkim trzeba zdawać sobie sprawę, że portfel męski z tworzywa np. poliestru jest zdecydowanie miększy, a przez to szybciej się zużywa. Nie zapewnia także tak dobrej ochrony jak portfel męski skórzany. W wielu portfelach ze skóry producenci stosują ochronę kart kredytowych RFID. Oczywiście można znaleźć portfele materiałowe z taką ochroną, ale jest to stosunkowo rzadkie. 

 

Jaki portfel najczęściej wybierają mężczyźni?

Portfele ze skóry cieszą się największą popularnością, ale nie wątpliwie są też najbardziej funkcjonalne. Choć są droższe od tych materiałowych, to jednak taka inwestycja bardzo szybko się zwraca. W końcu służą one zdecydowanie dłużej. Biorąc pod uwagę walory estetyczne, chyba nikogo nie zaskoczymy stwierdzeniem, że takie portfele lepiej się prezentują. Możecie zdecydować się na takie o prostej fakturze, ale też pikowane czy posiadające strukturę włókna węglowego. Swoją drogą skórzane portfele męskie możecie nosić nawet w kieszeni spodni i to bez obaw, że uszkodzicie znajdujące się w nich dokumenty. Jak więc widzicie, większość mężczyzn preferuje klasykę i elegancję i stawia na stylowe męskie portfele skórzane.        
 
 


         

2.11.2023

Szampon Gliss Kur Detox & Care

Witajcie! Szampony to kosmetyki, które przysparzają mi przeważnie nieco problemu. Jakoś moja skóra głowy nie specjalnie lubi się z większością z nich. Nie ma znaczenia czy jest naturalny, czy wręcz przeciwnie. Na to czy moje włosy lubią się z takim produktem składa się wiele czynników. Nadal szukam swojego ideału. Chociaż miała okazję używać już całkiem przyjemnych dla mnie szamponów.

 
Myję włosy przeciętnie 3 razy w tygodniu. Nie rzadziej, ale bywa że robię to częściej. Jakoś lepiej się czuję, kiedy włosy są świeże i dobrze się układają. Teraz trzy gorsze do częstszego mycia czupryny dokłada noszenie czapki. Ale nie ukrywajmy, zwłaszcza moja grzywa  potrafi rano nie wyglądać oczywiście po kosmetykach. No wiecie, niby się wchłoną, ale bywa różnie. Włosów do góry nie podepnę, bo domyślicie się co to by było. Na bok też potem nie wyglądam przyzwoicie. Jeśli włosy wyglądają i czują się dobrze, to potrafię umyć tylko grzywkę. I to robi różnicę! Wyglądam jak należy, a nie męczę reszty kłaczków.

Gliss Kur Detox & Care, Szampon 

Szampon kupiłam już jakiś czas temu. Napisy nie polskie, a te z tyłu dawno mi się rozmyły. Ale tyle o ile to szampon zapewniający detox oraz pielęgnację o właściwościach antyoksydacyjnych. Gliss Kur to oczywiście Schwarzkopf. Z większością kosmetyków tej marki nie mam po drodze. Jeśli chodzi o pielęgnację to czarna seria Gliss Kur pamiętam, że zawsze mi pasowała. A inne...Cóż, szkoda słów i pieniędzy.

 
Szampon jest przezroczysty i może to mnie jakoś tak zainspirowało, że będzie lekki. No i słowo detox podziałało na moją wyobraźnię.  No i w gruncie rzeczy szampon okazał się być całkiem przyjaznym myjadłem do włosów. Pieni się dobrze, więc nie trzeba wylewać go dużo za jednym razem. Lepiej dobrze zmoczyć pasma i rozcieńczyć szampon z wodą i wtedy nakładać na skórę głowy i włosy. Kosmetyk przyjemnie pachnie, nie plącze włosów. Nie regeneruje, wszakże to szampon i nie można wymagać cudów na kiju. 

Co dla mnie istotne szampon Detox & Care Gliss Kur nie obciąża włosów, dobrze się z nich wypłukuje i nie mam problemu z suszeniem pasm. Nie powoduje również szybszego przetłuszczania skalpu czy jakiegoś dyskomfortu.


Szampon oczywiście ma przecięty skład i jest to kosmetyk ze średniej półki cenowej w drogerii. Ale właśnie, jak pisałam na początku, moje włosy mogą nie polubić się nawet z naturalnym, wysokopółkowym produktem. Więc ciągle szukam tego jedynego. Tu nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.

The Pink Stuff kultowa seria środków czystości

Witajcie. Tak, wiem tylko ta pielęgnacja, kosmetyki i ciuchy. Ale przecież trzeba coś jeszcze jeść, a i czasem wypadałoby posprzątać. Nie jestem z tych pedantycznych i daleko mi do codziennego latania na szmacie. Ale mam swoje preferencje, które są dla mnie istotne. W nosie mam co inni powiedzą. Jak im nie pasuje, to mogą przyjść ogarnąć mój artystyczny bałagan.

miracle cleaning

W pewnym sensie trochę zazdroszczę tym co mają wiecznie lśniace mieszkania. Tego niestety nie da się tak łatwo osiągnąć bo uwielbiam bibeloty, gadżety , kwiaty i różne przydasie. Mam kudłatego psa i nieuważne dziecko. 

Wbrew pozorom nie tylko siedzę i pachnę. Odkurzam kuchnię i przedpokój praktycznie codziennie. Bez tego właziłabym w okruchy i tony piasku, które i tak pod butami przynoszone są z rozkopanej naokoło bloku drogi. Nie lubię mieć sterty garów w zlewie. Czasem zostawię kubek czy talerz, ale nie zdazyło mi się żeby naczynia wręcz wypływały ze zlewu. Uwielbiam czystą, pachnącą pościel i świeże ręczniki. Okna jak na nie teraz patrzę denerwują nawet mnie. Co z tego, że około 2 tygodnie temu były myte. Pogoda plus jak wspominałam wykopki w koło dają cudny efekt zamglenia na szybach. Przynajmniej mnie teraz światło nie razi. Ale zapewne skończę pisać, to chociaż zrobię porządek z tym jednym. I tak to jest z moja niechęcią do sprzątania? Trochę jest przewrotna i wybiórcza:).

Zanim w mojej okolicy powstał Action dużo już się naoglądałam o różowej sile sprzątania i The Pink Stuff. Ceny są bardzo przystępne jak na produkty do sprzątania, więc stwierdziłam że nic nie stracę jeśli się w nie zaopatrzę. Zwłaszcza, że lubię różnego rodzaju preparaty w piskaczu. To wygoda tak sobie spryskać czyszczoną powierzchnię i wytrzeć mokrą czy suchą szmatką. Dlatego też pewnie dwa spraye są już zużyte, zaś pasta ledwo liźnięta.

Mamy tu trzy różowe przyjemniaczki, sprawy do łazienki, uniwersalny środek czyszczący i pastę do przypaleń i silnie zabrudzonych powierzchni. W opisie mają słowo Miracle co w moim wolnym przykładzie oznacza magiczne. Cudów może nie zdziałają, ale są skuteczne i do tego urocze.

The Pink Stuff Pasta do silnych zabrudzeń

Pasta wygląda trochę jak różowa Sama, tyle że nie ma takich drapiących drobinek. Ze względu na swoją konsystencję można ją porównać do pasty do mycia rąk, na przykłąd wykorzystywaną przez mechaników. Dzięki właśnie brakowi tych zdzieraczy, które zastąpiono substancjami czynnymi, które dzięki temu srawiają że pasta jest uniwersalna i nadaje się do różnego rodzaju powierzchni.

Różowa pasta pomoże wyczyścić piekarnik, przypalone garnki i patelnie. Przyda się także w garażu czy na tarasie. Pomoże utrzymać w czystości meble laminowane i takie ogrodowe. Wyczyści felgi i usunie ślady smarów czy olei. 

Pasta jest wydajna i zdaje się być łagodna dla dłoni. Jednak lepiej oczywiście zabierać się do sprzątania w rękawiczkach.



The Pink Stuff  Piana do łazienki 

To spray  do czyszczenia zarówno wc, zlewu, kabiny prysznicowej czy płytek. Dzięki rozpylaczowi łatwo dostanie się w zakamarki i szczeliny. Ma świeży, nie duszący zapach. 

Pianka do łazienki usuwa osady z mydła, zacieki. Odświeża wnętrze łazienki. Przy regularnym sprzątaniu zupełnie wystarcza jako jedyny środek do mycia całej łazienki. No może lepiej tylko lustro przetrzeć czymś innym. 

 

The Pink Staff Multi Purpose Cleaner Spray , Uniwersalny spray do różnych powierzchni

To zdecydowanie mój ulubiony produkt do sprzątania z całej trójki. Nie tylko pomaga mi uporać się z kuchennymi zabrudzeniami, ale także stosuję go w innych pomieszczeniach. Sprawdza się doskonale do usuwania zaschniętych, trudnych plam na podłodze w salonie. Psikam nim i pozostawiam na chwilę, po czym myję podłogę jak zwykle. 

Po magiczne różowe środki do do sprzątania najlepiej wybrać się do Action, czy Dealz. Chociaż nie ma tam zbyt dużego wyboru, za to są tańsze. Przeglądając chociażby Amazona czy nasze Allegro można natknąć się na znacznie więcej produktów tej marki.


29.10.2023

Selfie Project Żel do mycia twarzy z wyciągiem z białej wierzby i Black Quinoa

Witajcie! Uwielbiam dwuetapowe oczyszczanie skóry twarzy, bo widzę różnicę w jej stanie. Pierwszy krok to demakijaż masełkiem lub micelem, zaś kolejny to domywanie resztek żelem. Obecnie używam już czegoś innego, ale muszę pochwalić ten tu  z Selfie Project, gdyż wcale nie jest tylko i wyłącznie dla cery młodej i z niedoskonałościami. Dobrze spisze się także na skłonnej do podrażnień i zapychania nieco starszej cerze.

Selfie Project Żel do mycia twarzy do cery młodej z niedoskonałościami

Żel kupiłam dość tanio bardziej z przeznaczeniem dla syna. Żeby uczyć go tego, iż buzie myć się powinno nie produktem 3 bądź 10 w jednym, ale jednak tylko przeznaczonym do tego celu. W małej, poręcznej butelce z pompką znajduje się półprzezroczysty kosmetyk o delikatnym, uniwersalnym zapachu. Dlatego jest raczej unisex.

Żel bardzo dobrze się pieni i dzięki temu skutecznie oczyszcza skórę nawet z resztek trwałego podkładu. Nie szczypie i nie podrażnia. Nie daje wrażenia ściągnięcia skóry. Tym bardziej to dobry kosmetyk dla młodej cery, kiedy jeszcze bardzo delikatna. Ponadto może dziewczynki, ale raczej chłopcy w wieku Ksawerego nie będą sięgać po kremy. No chyba że później po jakieś na trądzik. Dlatego tym bardziej ważne jest żeby taki kosmetyk nie wysuszał, a mył delikatnie. 

Mix składników zawartych w żelu także sprzyja poprawie kondycji młodej cery. Łagodząc stany zapalne i działając antybakteryjnie. Także kojąc podrażnienia i zaczerwienienia.


 

Zarówno ja jak i Ksawery polubiliśmy się z tym żelem. Jest wydajny, nawet kiedy używają go dwie osoby. Może nie daje jakiś magicznych efektów, bo w końcu pozostaje na skórze tylko chwilę. Ale robi swoje! A mianowicie skutecznie, ale delikatnie oczyszcza skórę. To zdecydowanie sprzymierzeniec gładkiej cery bez niedoskonałości, więc warto włączyć go do swojej pielęgnacji.


28.10.2023

Miya mySKINpro genialna linia i kosmetyki które musisz mieć

Witajcie!  Nawet gdybyśmy chciały, czas prze do przodu nie ubłaganie. Dlatego też staramy się dbać o siebie,aby chociaż w pewnym stopniu spowolnić proces starzenia się skóry i jak najdłużej wyglądać dobrze. Natury oszukać się nie da. Jednak na obecnym poziomie rozwoju jesteśmy w stanie przy doborze odpowiedniej pielęgnacji przy użyciu kosmetyków uzyskać bardzo dobre rezultaty. Warto właściwe nawyki wprowadzić dość wcześnie i rzecz jasna być systematycznym w ich przestrzeganiu.

 
Dziś przychodzę do was z recenzją zbiorczą trzech kosmetyków genialnej firmy Miya Cosmetics z nowej linii mySKINpro. Stosuję je łącznie, chociaż oczywiście dwa z nich można używać cały rok. Serum kwasowe to przyznaję świetny i delikatny kosmetyk, po który bez obawy może sięgnąć nawet posiadaczka cery wrażliwej. Jeśli jednak stawiacie na pielęgnacyjne minimum, to krem do twarzy i krem maska pod oczy muszą znaleźć się w waszej jesiennej kosmetyczce. 

Nie mam skóry idealnej, a jednocześnie jest dość wymagająca. Próbując poradzić sobie z czymś często wcześniej przyczyniałam się do powstawania nowego skórnego problemu. Wiecie o co mi chodzi? Na przykład walczycie z porami, czy zaskórnikami, a potem uczucie ściągniętej skóry. No i klops , tak kolokwialnie rzecz ujmując. Teraz doznałam niejako olśnienia. Nie tylko chodzi mi o dobór właściwych kosmetyków, ale także o ich odpowiednie stosowanie. Nie każdemu służy ta sama dawka czy regularność, ponieważ mamy inne potrzeby skóry. Tak, ten skin cycling to w sumie nie głupia sprawa. Można sobie skorzystać z gotowych podpowiedzi, albo skomponować coś samemu. Szerzej tę kwestię omówię przy innym wpisie.

 
 
 Na tę genialną serię mySKINpro od Miya Cosmetics załapałam się poprzez testy na Wizaż. Już jakiś czas stosuję retinol, Wit.C i ten zestaw wydawał być się idealny dla mnie! Delikatne złuszczanie i intensywna regeneracja skóry. I się nie zawiodłam na żadnym z tych kosmetyków.

Krem odżywiająco -odbudowujący  oraz krem maska pod oczy to dwa cudowne produkty, które skradły moje serce. Nie tylko dlatego, że współgrają z kuracją kwasową, ale za to że można po nie sięgać przez cały rok i wpiszą się doskonale w każdą pielęgnacyjną rutynę.

Krem do twarzy umieszczony został w pojemniku z pompką. Co jest wygodne i higieniczne. Krem jest średnio gęsty, dobrze współpracuje podczas aplikacji. To połączenie skutecznego działania bez obciążenia skóry. Nie oblepia skóry i nie tworzy dziwnego, tłustego filmu. Owszem , trochę czuć go na twarzy, ale jest to przyjemne, kojące uczucie. Krem odżywiająco odbudowujący Miya daje długotrwałe uczucie nawilżenia i odżywienia od jednej aplikacji do kolejnej. Nie zdarzyło mi się, abym w ciągu dnia odczuwała jakiś dyskomfort i musiała się ratować dodatkową dawką pielęgnacji. 

Krem doskonale nadaje się zarówno na dzień jak i na noc. Wieczorem dostaje powera i dba o regenerację skóry. Rano współgra z makijażem i chroni przed niekorzystnymi czynnikami atmosferycznymi. Sięgam po niego częściej wieczorem, gdyż rano aplikując serum z Wit. C sięgam po SPF i jeszcze krem do tego byłby już zbyt czasochłonny. Jak mam wolne, to i owszem czasem zaszaleję i zastosuje kanapkową pielęgnację. 

Wiem, że niektóre z nas nie czują potrzeby stosowania oddzielnego kremu pod oczy. Ja jednak metodą prób i błędów, wolę takowy mieć. Chociaż nie ukrywam potrafię nałożyć smarowidło na całą buzię i okolicę oczu. Ale nie każde i zależy to od pory  dnia. Nie wyobrażam sobie aplikacji ciężkiego kremu rano przed makijażem. I tu z pomocą przychodzi krem maska Miya mySKINpro. Jest to taki krem opatrunek na wrażliwą skórę wokół oczu. Mimo swych niezaprzeczalnych właściwości pielęgnacyjnych nie obciąża i nie podrażnia okolic oczu. Nawet jak dostanie się do spojówki. Cóż, nie należę do ludzi zbyt uważnych i różne psikusy mi się przytrafiają.

 
Serum kwasowe Miya mySKINpro to prawdziwa petarda.  Kosmetyk ne ma dziwnego zapaszku, jakie lubią mieć tego typu preparaty. Ma lejącą, ale dobrze współpracującą konsystencję. Można je nakładać na twarz, szyję i uwaga... pod oczy! Co świadczy, że jest ono super bezpieczne i delikatne! I takie właśnie jest. Po przeprowadzeniu próby uczuleniowej zaczęłam używać go dwa wieczory pod rząd z przerwą na retinol. Stosując to serum nie ma mowy o szczypaniu, nawet napięciu skóry po aplikacji. Czasem łapałam się na tym, że zapomniałam nałożyć dla domknięcia pielęgnacji krem. Jeśli chodzi o złuszczanie, to jest ono wyczuwalne , ale nie widoczne. Co oczywiście jest dobrą informacją. Nie musicie obawiać się odpadających płatów skóry - piszę na wyrost :). No w każdym razie nie ma żadnych sucharów odznaczających się na skórze. Następuje raczej stopniowe mikrozłuszczanie.

Serum nie tylko odkrywa zdrowszą warstwę skóry, ale także przyspiesza jej regenerację. Wspaniale napina i rozjaśnia skórę. Delikatnie miminalizuje pory, zmniejsza przetłuszczanie się skóry. Skóra staje się gładsza, milsza w dotyku. Wydaje się być gęstsza.

 

Wszystkie kosmetyki są bardzo wydajne, zwłaszcza serum, które wystarczy mi chyba do wiosny. Ale to tym lepiej, że coś dobrego zostanie ze mną na dłużej. Kosmetyki dostaniecie m.in w Rossmanie. Nie wiem jak w tych większych, w moim akurat nie ma serum. Ale jeśli tak jak ja lubicie zakupy online, to bez problemu zaopatrzycie się w każdy z nich, a może nawet dobierzecie coś jeszcze.